Przewiń do treści 

Nowe IE

Opublikowany:
Autor:
Comandeer
Kategorie:
Refleksje
Standardy sieciowe

Od pewnego czasu krąży w środowisku webdevowym opinia, że jedna z przeglądarek zasługuje na miano “nowego IE”. Cóż, osobiście wydaje mi się, że na takie miano zasługują wszystkie trzy główne przeglądarki – każda z innego powodu.

Safari – klasyczne nowe IE

Safari to chyba najprostszy przypadek do omówienia, bo łatka “nowego IE” przylgnęła do niego już dawno temu. Nie da się ukryć, że Safari zdaje się mocno odstawać od reszty stawki, zarówno od Chrome’a, jak i Firefoksa. Sam rozwój WebKita również jest mocno owiany tajemnicą, bo oficjalny bug tracker projektu wydaje się mocno zakurzony, a cała ciekawa praca toczy się za zamkniętymi drzwiami. I wspominają o tym sami developerzy WebKita. To, w jakim stanie jest obecnie wsparcie dla PWA na iOS-ie, jest tylko wisienką na torcie zapóźnienia Safari względem pozostałych graczy w stawce. Dlatego też Safari wydaje się przypominać stare, dobre IE6 w czasach swojej powolnej śmierci: wciąż się liczące, wciąż o nim się szepce po kątach, ale innowacje dzieją się już gdzie indziej i IE8 tego nie zmieni.

Chrome – IE-hegemon

Jeśli Safari to późne IE6, tak Chrome obecnie jest IE6 w dniach swej największej chwały. Projekt Fugu dostarcza nieustannie mnóstwa standardów sieciowych (czy też raczej – specyfikacji, które mają zostać przepchnięte jako standardy), które lądują ostatecznie wyłącznie w Chrome. To sprawia, że Chrome odjeżdża konkurencji, ale równocześnie – zaczyna coraz bardziej poszerzać swoje portfolio standardowych-ale-tak-naprawdę-niestandardowych ficzerów. Które przy tym często przypadają do gustu webdeveloperom (jak choćby API pozwalające na pracę z soocketami TCP/UDP), co tylko jeszcze bardziej pogłębia przepaść między przeglądarkami i de facto umacnia hegemonię Chrome’a. Jeśli nic się nie zmieni, wydaje się, że dominacja Chrome’a (ale także innych przeglądarek, opartych o jego silnik Blink) będzie trwała przez następne lata. W przypadku IE6 przesądziła w końcu stagnacja w rozwoju przeglądarki – ale to w przypadku Chrome’a raczej nam nie grozi. Grozić nam może za to powrót znaczków “Najlepiej oglądać w…”.

Firefox – schyłkowe IE

No i jest w końcu Firefox, który najbardziej przypomina IE11. “W porównaniu do IE6, to wręcz komplement!” – zakrzyknie Co Bardziej Rozgarnięty Czytelnik. Tak, to prawda… ale nie zapominajmy, że IE11 to też IE, które w końcu zatrzasnęło wieko na własnej trumnie. Nie ukrywajmy, w Mozilli się dobrze nie dzieje, czego dowodem są ostatnie zwolnienia. Co prawda niby zespół od przeglądarki został “minimalnie nimi dotknięty”, to równocześnie zwolniono choćby Davida Barona (który był m.in. członkiem Steering Group WHATWG) czy Davida Walsha. To, oraz fakt, że sporo inicjatyw zostało zamrożonych, każe się zastanawiać, ile jeszcze Firefox się utrzyma na powierzchni. Bo jego udział w rynku – jeśli wierzyć wcześniej zalinkowanym statystykom – niebezpiecznie zbliża się do poziomu IE11, który wegetował tak przez kilka lat, by ostatecznie umrzeć w samotności.

Otwarta Sieć – co dalej?

Wydaje się, że Mozilla i Apple chcą jak najdłużej utrzymać obecny status quo i nie inwestować zanadto w platformę sieciową. Skupiają się raczej na rozwoju samych przeglądarek i implementowaniu w nich nowych mechanizmów związanych z prywatnością i bezpieczeństwem. Google z kolei inwestuje przede wszystkim w rozwój Sieci jako platformy – stąd cały projekt Fugu. Niestety, wizje trzech członków WHATWG są ze sobą mocno niekompatybilne, co prowadzi do tarć. Można wręcz dostrzec swego rodzaju wrogość wobec inicjatyw Google’a. Często wskazuje się na korporacyjne zyski, jakie przyniesie Google’owi przepchnięcie kolejnego standardu, przemilczając przy tym zyski, jakie może to przynieść całej platformie sieciowej. Apple i Mozilla mówią “nie” większości propozycji Google’a – nawet pomimo dość sporego ich poparcia ze strony społeczności webdevowej. A co najgorsze – nie oferują nic w zamian, zasłaniając się hasłem-wytrychem: prywatnością. Nie ma kontrpropozycji, próby wprowadzenia lepszych mechanizmów prywatności do rzeczy proponowanych przez Google. Wydaje się wręcz, że nie ma dyskusji. Propozycja zgłoszona przez Google utyka w martwym punkcie z powodu odrzucenia przez resztę – nawet, jeśli jest to propozycja jak najbardziej potrzebna.

To mocno niepokojące zjawisko, ponieważ ficzery, o których mówimy, i tak już są w Chrome. A jeśli Google zauważy, że cokolwiek nie zgłosi, to trafi na ścianę, to… po prostu przestanie zgłaszać. Firefox ledwo dycha, Safari nie jest w stanie zyskać o wiele więcej, niż obecnie posiada, a niemal cała reszta rynku (Edge, Opera, Vivaldi, Brave…) tylko zyska na agresywnym rozwoju Blinka. Po co zatem Google miałoby bawić się w proces otwartych standardów, skoro reszta nie jest zainteresowana rozwojem Sieci jako platformy? A z kolei jej stagnacja może doprowadzić do utraty znaczenia przez Sieć. Nieustanne podrzucanie nowych propozycji przez Google, nawet jeśli są nieudane, pozwala na nieustanne eksperymentowanie i przesuwanie granic Sieci – dzięki czemu, nawet jeśli jest to skutek uboczny, Sieć się nieustannie rozwija. Jasne, jest to w interesie Google jako korporacji, ale – jest też w interesie Sieci jako takiej. Dlatego byłoby dobrze, gdyby Apple i Mozilla, zamiast mówić “nie”, usiadły do rozmów z Google i zaczęły wraz z nim pracować nad tym, by nowe standardy przesuwały granice Sieci, a równocześnie – były w zgodzie z najlepszymi praktykami dotyczącymi prywatności i bezpieczeństwa. Tak, wymaga to kompromisów i ustępstw z obydwu stron, ale jest wykonalne – czego najlepszym przykładem mogą być Web Components. To, co z nich powstało, nie jest idealne, ale jest wspólnym przedsięwzięciem, na bazie którego teraz rozwija się sporą część platformy sieciowej. Nic nie stoi na przeszkodzie, by taki sam konsensus zapadł w sprawie Web Bundles, Web Bluetooth czy innych rzeczy z projektu Fugu.

Bo jak na razie Mozilla i Apple usilnie pracują na rzecz całkowitego monopolu Google’a i de facto jednosilnikowej Sieci. A wtedy nowe WHATWG nie powstanie, bo nie ma go już kto założyć. I w sumie: po co miałoby powstać, skoro ani Apple, ani Mozilla nie mają za bardzo ochoty inwestować w platformę sieciową…?

Komentarze

Przejdź do komentarzy bezpośrednio na Githubie.

Dawne komentarze

Ten blog wcześniej korzystał z systemu komentarzy Disqus. Jednakże pożegnaliśmy się i postanowiłem, że zaimportuję do nowej wersji stare komentarze z niego. Cóż, jego system eksportu na wiele nie pozwala…

  1. Opublikowany:
    Autor:
    konradchmielecki

    To dlaczego WebKit wygląda tak jak wygląda jest spowodowane tym że Apple zarabia ogromne pieniądze na swoim sklepiku z aplikacjami na iOS. I gdyby Safari pozwalało na PWA tak jak Chrome to potencjalnie mogłoby zagrozić zyskom Apple.

    W przypadku Firefox to odkąd Brendan Eich został niejako zmuszony opuścił Mozillę z powodów które nie miały nic wspólnego z jego kompetencjami. To już w tedy wiedziałem że dobrze się nie skończy dla Mozilli. Także kwestią czasu jest to kiedy Mozilla przestanie istnieć.

    Co do określenia nowe IE. Kiedyś tak myślałem o Chrome. Ale Chrome ratuje to że Blink i V8 są projektami o otwartym kodzie źródłowym. Dzięki czemu każdy kto chce stworzyć przeglądarkę nie musi przepalać środków na rozwój silników. A może skorzystać z gotowych rozwiązań i dostosować je do swoich potrzeb.
    Aczkolwiek monopol nigdy nie jest czymś dobrym a sieć powinna być oparta na standardach i konsensusie. A nie na łasce jednej firmy.